Szukaj na tym blogu

środa, 27 maja 2009

Ale cymes!

Żydowski smakołyk cieszy się u nas znakomitą opinią i utożsamia wszystko, co w kuchni najlepsze – trufle, kawior i truskawki w szampanie

Kuchnia żydowska to wielka mieszanka tradycji kulinarnych Środkowego Wschodu, basenu Morza Śródziemnego, Niemiec i Europy Środkowej. W Polsce wbrew pozorom jest ona bardzo mało znana. Doszło do tego, że potrawy, które uważamy za żydowskie, zazwyczaj są nimi tylko z nazwy (karp po żydowsku). I odwrotnie – przepisy, które uznawane są za typowo polskie, tak naprawdę mają żydowski rodowód (gołąbki).
Ulubionego deseru chasydów, cymesu, nikt nie przypisuje kuchni polskiej. Choć w naszym kraju mało kto zna jego smak, to słowo cymes prawie każdy rozumie jako coś nadzwyczajnego, wielki rarytas. Obecność w polszczyźnie cymesu zawdzięczamy lwowskim batiarom, którzy przejęli to słowo z języka jidysz.
W klasycznym wydaniu za sprawą głównego składnika, tartej marchewki, cymes ma kolor pomarańczowy. Ale jest kilka innych wariantów tego deseru. Wszystkie mają formę słodkiego gulaszu. Jest wśród nich na przykład potrawa, którą przygotowuje się z wołowiny. Cymes podaje się zazwyczaj w święto Rosz Haszana, żydowski nowy rok.


Składniki (jedna porcja):

marchew 150 g
rodzynki 25 g
śliwka suszona 25 g
miód 5 g
cynamon 1 g
cukier 5 g
sok z pomarańczy 50 ml

Sposób przyrządzenia
Marchew skroić w kostkę i ugotować na parze. W rondelku rozpuścić miód i cukier, dolać sok z pomarańczy i doprowadzić do wrzenia. Dodać śliwki, rodzynki, marchew i gotować przez minutę. Wsypać cynamon i wymieszać. Deser podawać na ciepło, przybrany ćwiartką brzoskwini.

Londyn: Na piechotę

Jest duży, głośny, pełen historycznych miejsc oraz cichych skwerów. Potrafi zaskoczyć wszystkich, nawet tych, którzy myśleli, że znają go dobrze

Stolica Anglii jest często porównywana z Nowym Jorkiem, gdyż tak jak amerykańska metropolia jest prawdziwym tyglem narodów i kultur. Prawie jedna czwarta z siedmiomilionowej rzeszy mieszkańców miasta ma śniady odcień skóry, wyznaje inną religię niż anglikańską i nie przepada za herbatą, szczególnie w popołudniowej porze. O wielokulturowości Londynu można przekonać się, spacerując ulicami miasta, które – wbrew powszechnemu mniemaniu – doskonale zwiedza się na piechotę. Zwłaszcza po wprowadzeniu pięciofuntowej opłaty za wjazd samochodem do centrum. Dodatkowym atutem takiego poruszania się po Londynie jest fakt, że nie umkną nam wówczas ani największe turystyczne atrakcje, takie jak pałac Buckingham czy Soho, ani też te mniejsze, które zwykle wyłaniają się niespodziewanie, jak na przykład pomnik Temple Bar, stojący na granicy dzielnicy City i Westminster, czy wiekowy pub Ye Old Cheshire Cheese. Za to z pewnością umkną nam tłumy japońskich turystów, grzecznie poruszających się autokarem od pałacu do pałacu. Na wypadek gdybyśmy zapatrzeni w przejeżdżającą gwardię konną stracili orientację, zawsze możemy zwrócić się o pomoc do londyńskich policjantów, którzy nie bez kozery uchodzą za najsympatyczniejszych funkcjonariuszy na świecie.


Londyńskie hity

* podróż w krążącej wysoko nad Tamizą, przeszklonej kapsule, zwanej London Eye; piękniejszej panoramy miasta i okolic nie zobaczymy z żadnego innego punktu widokowego (Belvedere Road)

* fish and chips w każdym londyńskim pubie, nie tyle z powodu walorów smakowych co raczej z obowiązku

* spacer ulicą The Mall, zabudowaną wspaniałymi pałacami i zabytkowymi domami z różnych epok, należącymi do członków rodziny królewskiej oraz instytucji państwowych

* przedstawienie w zrekonstruowanym szekspirowskim teatrze Globe, gdzie publiczność ogląda przedstawienia w takich samych warunkach, jak w czasach wielkiego dramaturga (21 New Globe Walk)

* wizyta u Sherlocka Holmesa, a dokładnie w muzeum poświęconym słynnemu detektywowi; mieści się ono na ulicy Baker Street, tyle że nie pod numerem 221B, gdyż znajduje się pod nim bank Abbey National, a 239

* zakupy w słynnych domach towarowych: Harrods (Knightsbridge) lub Liberty, założonym w XIX wieku przez Arthura Lasenby Liberty’ego, patrona sztuk pięknych i znawcy zagranicznych jedwabi (Regent Street)


POLECAM

Notting Hill Carnival

Ta największa, trwająca trzy dni, uliczna impreza w Europie odbywa się od 1966 roku i za każdym razem przyciąga ponad milion osób, i to nie tylko turystów. Zawsze organizowana jest w ostatni weekend sierpnia oraz w wolny od pracy poniedziałek, wszyscy bawią się zatem na całego. Tłumy barwnie i fantazyjnie przebranych osób, wśród których dominują potomkowie karaibskich imigrantów, przemieszczają się w rytm gorących rytmów reggae główną ulicą dzielnicy Ladbroke Grove, często zapraszając do tańca przyglądających się im turystów.

Stambuł: Bizantyjski przepych

To jedyne miasto położone na dwóch kontynentach i jedyne, w którym dwie tak odmienne kultury zamiast zderzyć się, przeniknęły się wzajemnie

Stambuł można poznawać na wiele sposobów. Najlepiej wypróbowany wiedzie szlakiem dawnych imperiów: bizantyjskiego i osmańskiego. Należy więc zwiedzić pałac sułtański Topkapi z haremem i skarbcem, bazylikę Hagia Sophia, Błękitny Meczet, pozostałości antycznego hipodromu, skąd pochodzą słynne konie wywiezione przez krzyżowców do Wenecji, wreszcie Kościół na Chorze z bizantyjskimi mozaikami. Turyści znad Wisły znajdą w Stambule wiele polskich śladów. Stanisław August Poniatowski założył tu Polską Szkołę Języków Orientalnych, mieszkał tu i zmarł Adam Mickiewicz. Na przedmieściach Stambułu leży również Adampol, polska osada, którą w 1848 roku założył książę Adam Czartoryski. Polonezköy, jak mawiają Turcy, jest obecnie ulubionym miejscem wypoczynku dla mieszkańców metropolii.
Koniecznie trzeba przepłynąć statkiem pod Mostem Bosforskim, potężną konstrukcją wzniesioną w 1973 roku, która po raz pierwszy w historii miasta na stałe połączyła część europejską i azjatycką. Na koniec, po trudach całodziennej wędrówki, warto usiąść na samym krańcu Europy i spoglądając na Azję, wypić filiżankę znakomitej kawy po turecku.
Stambulskie przeboje:
* Hagia Sophia, zaliczana do siedmiu cudów świata; świątynia, zbudowana przez bizantyjskiego cesarza Justyniana w VI wieku, niepodzielnie królowała jako największy kościół chrześcijańskiego świata aż do osmańskiego podboju Konstantynopola w 1453 roku. (Sultanahmet, naprzeciwko pałacu Topkapi)

* lampka wina z piwnic monastyru na wyspie Prinkipo (Buyukada)
* zakupy na najsłynniejszym stambulskim targu, tzw. Wielkim Bazarze, gdzie znajduje się ponad cztery tysiące sklepików (Kapali «arsi)
* panorama miasta z wieży Galata (Istiklal Caddesi)
* Błękitny Meczet, który miał swą urodą przyćmić dzieło Justyniana (Hipodrom, Sultanahmet)
* keskec, tradycyjne danie z kurczaka i pszenicy, posypane ostrą papryką i polane roztopionym masłem
* kąpiel w jednej z licznych łaźni tureckiej
* kilkugodzinny rejs statkiem po Bosforze

POLECAM
Pałac Topkapi, zbudowany tuż po zdobyciu Konstantynopola przez sułtana Mehmeda, przez trzy wieki był główną rezydencją osmańskich władców. Oprócz sułtana mieszkało w niem ponad trzy tysiące osób, w tym trzysta kobiet z haremu władcy. Budowniczowie nie szczędzili pieniędzy na dekorację kilkuset komnat oraz fontann. Obecnie w pałacu, którego powierzchnia jest dwukrotnie większa od powierzchni Watykanu bądź – jak kto woli – o połowę mniejsza od obszaru Księstwa Monako, prezentowane są liczne wystawy. Można tu obejrzeć jedną z najbogatszych na ćwiecie kolekcji zegarów, ćwięte dla wyznawców islamu relikwie (miecz, łuk i płaszcz Mahometa), a także jeden z największych diamentów ćwiata – Spoonseller Diamond. (Sultanahmet, Eminonu)

Welcome to the real world :)

Świat wirtualny dla wielu osób z pewnością jest prawdziwy. Dla mnie - nie do końca, choć przyznam, że bez Internetu trudno byłoby mi funkcjonować. Korzystam z niego od połowy lat 90., jednak nie wszystkie jego wynalazki do mnie od razu przemawiały. Tak właśnie było z blogiem. W końcu jednak dorosłem do tego, aby zabrać się za prowadzenie wirtualnych zapisków. Głównie o moich zainteresowaniach: podróżowaniu - motywie drogi - książkach, Patricku O'Brianie, jedzeniu i tym, co mi akurat strzeli do głowy :)