Szukaj na tym blogu

piątek, 29 lipca 2011

Polska prezydencja, polskie wino?

Wygląda na to, że surowa opinia dotycząca polskiego wina wygłoszona przez naszego ministra spraw zagranicznych może jeszcze wyjść winiarzom znad Wisły na dobre. Po wypowiedzi min. Sikorskiego, który zapowiedział, że z powodu niskiej jakości trunków lubuskich i podkarpackich producentów podczas naszej prezydencji unijnej będzie serwowane wino węgierskie, zawrzało w kręgach winiarskich. W Warszawie doszło do kolejnej degustacji i... resort wycofał się rakiem ze swojej pierwszej decyzji.

I bardzo dobrze. IMHO trzeba wspierać i promować naszych wytwórców, tym bardziej, że ich niektóre wina są naprawdę na światowym poziomie.
O kulisach całej sprawy i ostatniej degustacji w stolicy opowiada poniższy filmik.


poniedziałek, 25 lipca 2011

Nasi przodkowie to mieli spust…

Ostatnio, Ponieważ Miałem Bardzo Ważny Tekst Do Napisania, musiałem przekopać się przez książki z mojej kulinarnej biblioteczki, aby znaleźć kilka ciekawych cytatów. I jak to w życiu bywa, tych fragmentów, na których mi zależało, nie znalazłem, ale za to w oko mi wpadło mi jeden, który mnie po prostu rozwalił. Jeśli ktoś myśli, że dzisiaj to dopiero urządzamy uczty, to niech przeczyta wspomnienia Leona Potockiego z 1869 i sprawdzi, jak to się drzewiej gości karmiło.

„Dzień rozpoczynano od kawy ze śmietanką (…). Około godziny dziesiątej odwiedzić apteczkę, napić się po kieliszku anyżówki, kminkówki lub pomarańczówki i zakąsić pierniczkiem lub śliwką na rożenku było rzeczą nieodzowną. O jedenastej gospodarz, przepiwszy do gości dużym kieliszkiem anyżówki od morowego powietrza dla zaostrzenia apetytu, z kolei każdego częstował, poczem na lekką zakąskę zapraszał, ale ta lekka zakąska składała się z kołdunów, bigosu, kiełbas i zrazów, a dokoła półmiski z ruladą, rozmaitą wędliną i serem. Porter i piwo towiańskie gasiło pragnienie.
O godzinie drugiej dawano do stołu. Obiad z kilkunastu potraw złożony poprzedzała wódka, a towarzyszyło wino. Po obiedzie roznoszono kawę ze śmietanką, w parę godzin później frukta i konfitury, pomiędzy któremi w lecie ogórki z miodem, w zimie orzechy i mak smażony w miodzie najgłówniejszą odgrywały rolę. O szóstej następowała herbata z ciastem, a wnet po niej ochoczy gospodarz wołał: "Panowie, hora canonica, zawód życia krótki, napijmy się wódki!". O dziewiątej wieczerza złożona z pięciu lub więcej sytych potraw, z bojaźni, aby się z głodu nie przyśnili Cyganie. Koło północy, chcąc nie na czczo pójść do spoczynku, dawano wereszczakę, poczem po parę lampeczek krupniczku lub ponczyku wypić wypadało, i to się nazywało podkurkiem”.

Dziś możemy tylko pozazdrościć. Zarówno tak bogatego domowego menu, jak i apetytu.