Szukaj na tym blogu

poniedziałek, 22 lutego 2010

Powrót do Egeru

Postanowiłem napisać kilka słów o tym mieście. Dlaczego? Bo to naprawdę byczy gród :) A do tego idealny na weekendowy wypad.

Eger zresztą spodobał się nie tylko mnie. Już kilkaset lat temu wpadł w oko tureckiemu sułtanowi, który uparł się, aby je włączyć do swego imperium. I po jego zdobyciu w 1596 roku nie tylko je odbudował, ale i upiększył.



Władcy imperium otomańskiego od dawna ostrzyli sobie zęby na Eger. Pierwsza próba zdobycia miasta w 1552 roku zakończyła się klęską. Licząca niewiele ponad dwa tysiące osób załoga zamku przez czterdzieści dni odpierała ataki osiemdziesięciotysięcznej armii tureckiej, doprowadzając do wściekłości baszę. Turcy szeptali między sobą, że szaleńcza odwaga obrońców bierze się z tajemniczego czerwonego napoju, podawanego im przez dowódcę Istvána Dobó. Naprawdę Madziarzy pili tylko miejscowe wino. Według legendy później sami janczarzy zasmakowali w tym trunku. Jako muzułmanie, niemogący pić alkoholu, tłumaczyli się swoim oficerom, że czerwone plamy, które mają na koszulach, wzięły się od byczej krwi. Stąd też to wino do dziś znane jest pod nazwą „Egri Bikaver”.
Byczą krew cenili też nasi przodkowie. Słynne zawołanie polskiej szlachty głosiło: „nie ma wina nad węgrzyna”. Sami Węgrzy skarżyli się, że polscy magnaci przez podstawionych ludzi wykupują u nich całe roczniki, a wszystko po to, by uniknąć kupowania fałszowanego wina w kraju.
Po zdobyciu Egeru w 1596 roku Turcy zawładnęli miastem na prawie sto lat. Na placach miasta zaczęły pojawiać się meczety ze strzelistymi minaretami. Do dziś zachowała się jedna z wież, z której muezin czterysta lat temu zwoływał wiernych na modlitwę. Na szczyt minaretu wiodą wąskie, spiralne schody.

Trzeba pokonać prawie sto stopni, ale widok na Stare Miasto z czterdziestometrowej budowli całkowicie rekompensuje trud. Piękniej barokowe kamienice i wieże kościołów wyglądają tylko z zamkowych murów.

Oprócz minaretu, który jest dziś jedyną pozostałością po muzułmańskich świątyniach, szczypty egzotyki dodają również miastu pięknie zdobione łaźnie tureckie. Madziarzy, choć niezbyt chętnie to przyznają, kulturę łaziebną przejęli właśnie od Turków – prawdziwych mistrzów w wykorzystaniu źródeł termalnych. Jednak to nie poddani sułtana jako pierwsi pluskali się w tutejszych wodach leczniczych. Historia kąpielisk sięga czasów Imperium Rzymskiego, gdy obszar ten na mapach cesarstwa figurował jako Pannonia. Legioniści leczyli w nich rany i rozgrzewali mięśnie. Gorące źródła znane były też w średniowieczu – to właśnie z tego okresu pochodzi nazwa sąsiedniego kurortu Miszkolc-Tapolca, zaczerpnięta od słowiańskiego wyrazu teplica, czyli gorące źródło. Dopiero jednak Turcy, urzędujący w Egerze do1686 roku, na poważnie zajęli się rozbudową kąpielisk. Na początku XVII wieku wznieśli termy Validy oraz paszy Arnauta. Te drugie funkcjonują do dziś.

A co poza łaźniami jest do zobaczenia w tym mieście? Można podziwiać barokowe kamienice i imponujący gmach Líceum z obserwatorium astronomicznym i biblioteką, gdzie przechowywane są m.in. listy Mozarta. Naprzeciw Líceum, w miejscu od IX wieku uważanym za święte, znajduje się katedra. Jest to druga pod względem wielkości świątynia na Węgrzech, wybudowana w latach 1831-37. W jej podziemiach mieści się okazała krypta, w której spoczywają egerscy biskupi. Uwagę turystów przykuwa też kościół Minorytów przy placu Dobó. Jest on uważany za najpiękniejszą węgierską
budowlę barokową.

Mimo tylu wspaniałych zabytków i ślicznej starówki, zarówno dla samych Węgrów, jak i gości największym bogactwem miasta i całego regionu są wina.

Egri Bikaver, Egri Muskotaly, wina oparte na szczepach kékfrankos, kadarka, cabernet sauvignon, olasz-rizling, leanyka, chardonney to tylko najsłynniejsze z dostępnych tu szlachetnych trunków. Po dotarciu do miasta miłośnicy win (głównie z Polski i Ukrainy )od razu biegną do Szépasszony-völgy, czyli Doliny Pięknej Pani, by napełnić po brzegi pięciolitrowe plastikowe baniaki. Mieści się tu bowiem największe i najpopularniejsze skupisko piwniczek wykutych w wulkanicznym tufie, który ponoć idealnie nadaje się do przechowywania wina – zapewnia doskonałą wentylację i stałą temperaturę około12 stopni Celsjusza. Tutaj też działa Egerskie Towarzystwo Rycerzy Turystyki Winnej, skupiające mieszkańców nie tylko Egeru, ale i ludzi z całego świata. Rycerzem może zostać każdy, kto posiada wystarczająco tęgą głowę. Nie tyle chodzi tu o odporność na alkohol, co dużą wiedzę na temat lokalnego wina. Delikwenta czeka bowiem niełatwy egzamin, który do tej pory zdało tylko pięćdziesiąt osób. Próbować jednak warto, bo w końcu, kto jak kto, ale Polacy na węgrzynie znać się powinni.



Zamiast wizyty w Dolinie Pięknej Pani (chyba że ktoś ma ochotę na dobry posiłek - znajduje się tu doskonała restauracja) lepiej jest jednak poszukać piwniczek konkretnych producentów. Takich jak Gal Tibor, Vincze Bela czy Thummerer. Wszyscy mają swoje sklepy w Egerze bądź w okolicznych miejscowościach. Można u nich popróbować naprawdę wyjątkowych win, dowiedzieć się czegoś o nich i oczywiście kupić. Znacznie taniej niż w Polsce.

2 komentarze:

  1. Fajny tekst, nadałby się do jakiegoś winnego przewodnika :) Przeczytałem z przyjemnością i nabrałem ochoty na węgrzyna :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Dzięki. A węgierskie wina naprawdę polecam, tylko w ich przypadku najlepiej jest nie schodzić poniżej 40 zł. Niestety.

    OdpowiedzUsuń