Szukaj na tym blogu

poniedziałek, 7 listopada 2011

Stare jak świat #1

Ostatnio w ręce wpadł mi dość stary tekst o winie (a dokładnie o jego historii) sklecony przeze mnie jakieś sześć, może siedem lat temu. Widać już wówczas ten temat mnie mocno frapował. Napisałem go w oparciu o kilka solidnych źródeł: „Historię naturalną i moralną jedzenia” Maguelonne Toussaint-Samat, „Podwójny agent” Pierre’a Fouqueta i Martina de Borde oraz kilku tekstów z prasy brytyjskiej. Ponieważ nie chcę aby mi gdzieś ponownie przepadł, postanowiłem zamieścić go tutaj. A że jest dość długi daję go w odcinkach. 

Bez napoju Dionizosa nie byłoby teatru ani demokracji. Nikt też nie wyobraża sobie hucznej uroczystości, a zwłaszcza szampańskiej zabawy, bez wina z bąbelkami.

Kilka lat temu sześciu angielskich dżentelmenów siedziało w londyńskiej restauracji, jedząc i racząc się winem. Na stole królowały trunki: Lafite-Rotschild z 1996, Doisy-Daëne z 1997, Beau-Séjour Bécot z 1998 i Châteauneuf du Pape z rocznika 1995. Po trwającym kilka godzin posiłku panowie wstali, bez mrugnięcia okiem uiścili rachunek opiewający na 10 tysięcy funtów, po czym zamówili stolik na następnym tydzień.

Anglicy od dawna są wielkimi miłośnikami tego trunku. W żadnym innym kraju nie wystawia się w renomowanych domach aukcyjnych tylu butelek wina, co na Wyspach. W 2001 roku ogromną furorę zrobiły wystawione przez Sotheby’s wina, który delektował się car Mikołaj II, a później Józef Stalin. 150 butelek z krymskiej winnicy Massandra sprzedano błyskawicznie, średnio po cztery tysiące funtów za butelkę. Ale były wyjątki. Za sherry z 1775 roku anonimowy kupiec zapłacił aż 34 tysiące!

Zawrotne ceny osiągają jedynie wina wybitne, których aromat, kolor i smak jest wynikiem wielu lat żmudnych doświadczeń, a niekiedy – dziełem przypadku. Choć wino jest jednym z najstarszych wytwarzanych przez człowieka produktów spożywczych, to dopiero od kilkuset lat jest napojem nadającym się, według naszych norm, do picia. Gdyby współczesny smakosz sięgnął po trunek opiewany przez starożytnych poetów, strasznie by się skrzywił i najpewniej go wypluł.

Mieszkańcy antycznej Grecji pili wino mocno rozcieńczone wodą, a powszechna praktyka smołowania kadzi uniemożliwiała uzyskanie jakiegokolwiek aromatu. W przypadku transportowania napoju wzmacniano go dawką miodu lub podgrzewano, w wyniku czego tracił on mniej więcej trzecią część objętości. Później upowszechnił się zwyczaj poprawiania smaku wina mirrą, kadzidłem, anyżkiem, pieprzem, a nawet wodą morską.

Nie wiadomo skąd się wzięła u Greków chęć aromatyzowania wina. Na pewno nie czynili tego najstarsi producenci trunku, mieszkańcy Kaukazu. Znalezione tam przez archeologów wino, które powstało osiem tysięcy lat temu, było podobnie jak beaujolais nouveau pite po zbiorze winogron, po szybkiej fermentacji. Nie poprawiali smaku wina także Egipcjanie, choć to za ich pośrednictwem trunek dotarł do Hellady. Nad Nilem usprawniono jedynie proces produkcji tego napoju, wymyślając prasy do wytłaczania moszczu oraz wirówki do oczyszczania soku. Egipcjanie też jako pierwsi zaznaczali na dzbanach datę produkcji, nazwę winnicy oraz imię producenta.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz